Augustus Toplady
Czyjego głosu słuchasz?
Jan 10:27-28 27. Moje owce słuchają mego głosu i ja je znam, a one idą za mną. 28. A ja daję im życie wieczne i nigdy nie zginą ani nikt nie wydrze ich z mojej ręki.
O, najszlachetniejsze Pisma! które powinno nas zobowiązać do wiernej pamięci i odnotowania ich wydźwięku; to znaczy, że owce Chrystusowe nigdy nie zginą. Czy Chrystus ma na myśli część swoich wybranych, czy wszystkich, jak myślisz? Twierdzę i potwierdzam, a także wiernie wierzę, że miał na myśli wszystkich swoich wybranych, a nie część, jak niektórzy bezbożnie twierdzą. Wyznaję i wierzę z całą pewnością, że żaden z wybranych nigdy nie zginie, bo mam, że tak powiem, dobrą władzę; ponieważ mam dobry autorytet jest nim Chrystus, który powiada: gdyby było to możliwe, zwiedzeni zostaliby nawet sami wybrańcy. Zatem nie jest możliwe, aby dali się tak oszukać, że kiedykolwiek w końcu zginą lub zostaną potępieni; przeto każdy, kto twierdzi, że jakiś (tj. którykolwiek z wybranych) może być zgubiony, twierdzi, że Chrystus ma rozdarte ciało.” [1]
Powyższy cenny list z wyrzeczeniem jest wpisany w następujący sposób: „List do Zgromadzenia Wyznawców Wolnej Woli, napisany przez Tego, który był tego Przekonania, ale odpadł, a teraz jest więźniem Rreligii”; ten napis będzie dalej, we właściwym czasie, miejscu, zaopatrzy nas w obserwację o większym niż niewielkim znaczeniu.
John Wesley, przyjaciel Rzymu?
Aby zająć miejsce dyskusji, zarzuca się, że „Pan Wesley to stary człowiek” acz kościół rzymski jest wciąż starszy od niego. Czy to jest powód, dla którego okropności, czy to matki, czy syna, powinny minąć bez kary?
Sugerowano także, że „Pan Wesley jest człowiekiem bardzo pracowitym”, przypuszczam, że nie bardziej pracowitym niż pewna aktywna istota, o której mówi się, że chodzi tam i z powrotem po ziemi i przechadza się po niej tam i z powrotem [Hioba 1:7 z 1 Piotra 5: 8]: ani też bardziej pracowity, jak sądzę, niż niektórzy starożytni sekciarze, o których dawno temu powiedziano: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morza i lądy, aby pozyskać jednego współwyznawcę,” [Mateusza 23:15]: ani w żadnym wypadku tak pożytecznie pracowity, jak pewien pilny członek społeczności, ze względu na różnorodność zawodów, których społeczeństwo otrzymało ostatnio następującą informację : „Można polegać na prawdziwości następującego przykładu przemysłu: biedny człowiek z dużą rodziną, teraz co rano płacze mlekiem w Lothbury i w sąsiedztwie Royal Exchange; o jedenastej wozi taczkę z ziemniakami; raz czyści buty w Change; po obiedzie znowu płacze mlekiem; wieczorem sprzedaje szproty; a w nocy dopełnia miarę swej pracy stróża” [2]
Kłótnia toczy się z wilkiem
Pan Sellon ponadto przypomina mi (s. 128), że „kiedy pasterze się kłócą, wilk wchodzi do owczarni”; nie jest to niemożliwe, ale tak się składa, że obecna kłótnia nie toczy się pomiędzy „pasterzami”, ale z samym „wilkiem”; którą to „kłótnię” nakazuje każda maksyma duszpasterskiej łagodności i wierności.
Powiedziano mi dalej, że kiedy „besztam Arminian, Rzym to diabeł śmieje się skrycie”. Przyznając, że pan Sellon mógłby zaczerpnąć tę anegdotę ze źródła fontanny, jednak ponieważ ani one, ani on nie rzucają się w oczy pod względem prawdziwości, interpretuję tę inteligencję na zasadzie odwrotnej, choć potwierdzonej przez zeznanie ich prawego powiernika oraz ukochanego kuzyna i doradcy.
Jeszcze raz: oskarżono mnie o „nadmierną wyniosłość i majestat pychy”: dlaczego więc nie oskarżono mnie o posiadanie siedmiu głów i dziesięciu rogów oraz ogona długiego jak sznur od dzwonka? W końcu co moja duma i pokora ma wspólnego z przedstawianą argumentacją? To, czy jestem wyniosły, czy łagodny, nie ma większego znaczenia ani dla tego, ani dla ogółu, niż to, czy jestem wysoki, czy niski; jednakże w tej chwili daję jeden dowód, że mój „mój majestat dumy” może się pochylić; że nawet po to, by dać upust impertynencji pana Sellona.
Arminianizm w Rzymie jak u siebie w domu
Jednak niezależnie od tego, jak niepoważne są jego zarozumiałości, zasady, o które się opowiada, mają najbardziej zgubną naturę i tendencje. Muszę powtórzyć, co już go chyba tak bardzo uraziło, że Arminianizm „przyszedł z Rzymu i znowu tam prowadzi”. Julian, biskup Eclany, współczesny i uczeń Pelagiusza, był jednym z tych, którzy z wielkim kunsztem starali się złocić doktryny tego herezjarchy, aby uczynić je bardziej atrakcyjnymi i smaczniejszymi. System pelagiański, w ten sposób polakierowany i upiękoszny, wkrótce zaczął zyskiwać łagodniejszą nazwę semi-pelagianizmu. Przyjrzyjmy się temu tak, jak wpadł nam w ręce sławny pan Bower, który sam w większości był zdeklarowanym pelagianem i dlatego jest mniej prawdopodobne, że przedstawi nam niekorzystny portret systemu, który ogólnie aprobował. Wśród zasad tej sekty ten uczony pisarz wymienia następujące:
Pojęcie wybrania i potępienia, niezależne od naszych zasług i wad, podtrzymuje fatalną konieczność, jest zmorą wszelkich cnót i służy jedynie temu, aby dobrzy ludzie zaniedbywali swoje zbawienie i doprowadzili grzeszników do rozpaczy.
Dekrety wybrania i potępienia są późniejsze i stanowią konsekwencję naszych dobrych lub złych uczynków, jak to przewidział Bóg od wieków” [3]
Czyż nie jest to także język współczesnego Arminianizmu? Czy zwolennicy tego schematu nie argumentują na tych samych, identycznych zasadach? Czy należałoby powiedzieć: „To prawda, dowodzi to, że Arminianizm jest odrodzonym pelagianizmem, ale to nie dowodzi, że doktryny Arminianizmu są pierwotnie papieskie”: chwila chłodnej uwagi wyjaśni, że takimi są. Posłuchajmy jeszcze raz pana Bowera, który po zacytowanym fragmencie natychmiast dodaje:
„na tych dwóch ostatnich twierdzeniach jezuici odnaleźli cały swój system łaski i wolnej woli; zgadzając się w tym z semi-pelagianami, przeciwko jansenistom i św. Augustynowi.”[4]
W połowie XVI wieku jezuici uformowali się w regularny organizm: pod koniec tego samego stulecia Arminiusz zaczął atakować kościoły protestanckie. Nie trzeba zatem wielkiej penetracji, aby rozpoznać, z jakiego źródła zaczerpnął swoją truciznę. Jego podróż do Rzymu (choć monsieur Bayle stara się lekceważyć wnioski, jakie wówczas z niej wyciągnięto) nie poszła na marne. Jeśli jednak ktoś skłonny jest wierzyć, że Arminiusz przejął swoje doktryny od Socynianów w Polsce, z którymi, to pewne, pozostawał w zażyłej przyjaźni, nie mam nic przeciwko temu, by dzielić różnicę: mógłby on zaimportować część swoje dogmaty od braci Rakowieckich, a jednak w innych sprawach był wdzięczny uczniom Jezuity Loyoli.
Papiści a predestynacja
Pewne jest, że sam Arminiusz był rozsądny, jak bardzo nauka o predestynacji poszerza dystans pomiędzy Protestantyzmem a papiestwem.
„Nie ma sensu w doktrynach [mówi], którym papiści, anabaptyści i (nowi) luteranie sprzeciwiają się bardziej zaciekle, ani za pomocą których w większym stopniu dyskredytują Reformowane kościoły i wprowadzają sam Reformowany system w większą nienawiść; bo oni [tj. papiści, itp.] twierdzą, że nie można pomyśleć ani wyrazić żadnego bardziej ohydnego bluźnierstwa przeciwko Bogu, niż jest to zawarte w doktrynie o predestynacji”[5]
Z tego powodu radzi Reformowanemu światu, aby wyrzucił predestynację ze swojego wyznania wiary, aby mogło żyć w bardziej braterskich stosunkach z papistami, anabaptystami i tym podobnymi.
Autorzy Arminiańscy nie mają skrupułów, by przechwytywać i sprzedawać wzajemne argumenty jako wspólną własność. Dlatego Samuel Hoord kopiuje od Van Harmina tę samą obserwację, którą teraz zacytowałem.
Predestynacja [mówi Samuel] jest opinią wstrętną dla papistów, otwierających swoje plugawe usta przeciwko naszemu Kościołowi i religii”[6]
W konsekwencji przyjęcie przez nas przeciwstawnych doktryn powszechnej łaski i wolnej woli, mogłoby przybliżyć nas o wiele stopni do papistów, przyczyniając się do zamknięcia usta i sprawiając, że będą uważać nas, przynajmniej na razie, za swoich ortodoksyjnych i szczerze umiłowanych braci: skąd wynika, że tak jak Arminianizm przyszedł z Rzymu, tak „znowu do niego prowadzi”
Jezuici a predestynacja
Jeżeli wspólny werdykt samego Arminiusza i jego angielskiego prozelity Hoorda nie odwróci szali, dodajmy dla dopełnienia świadectwo zdeklarowanego jezuity. Kiedy zbadano dokumenty arcybiskupa Lauda, znaleziono wśród nich list, podpisany własnoręcznie przez tego prałata:
„Marzec 1628. List jezuity wysłany do rektora w Brukseli w sprawie późniejszego parlamentu”.
Celem tego listu było przedstawienie przełożonemu jezuitów, wówczas rezydującemu w Brukseli, sprawozdania na temat stanu spraw cywilnych i kościelnych w Anglii; fragment z tego przytoczę w tym miejscu:
„Ojcze Rektorze, niech wilgoć zdziwienia nie ogarnie Twojej żarliwej i gorliwej duszy, gdy domyślasz się nagłego i nieoczekiwanego zwołania parlamentu. Mamy teraz wiele strzał w naszym łuku. Zasialiśmy ten suwerenny lek, Arminianizm, który, mamy nadzieję, oczyści protestantów z ich herezji; i zakwitnie i wyda owoc we właściwym czasie. Aby lepiej zapobiegać purytanom, Arminianie zatkali już uszy księciu [z Buckingham]; a my mamy wyznawców naszego wyznania, którzy stale stoją w komnacie księcia, aby patrzyć, kto wchodzi i wychodzi; nie możemy być pod tym względem zbyt ostrożni i uważni. W tej chwili jestem przejęty radością, gdy widzę, jak szczęśliwie wszystkie instrumenty i środki, zarówno te większe, jak i mniejsze, współpracują dla naszych celów. Ale wracając do głównego tematu: naszą podstawą jest Arminianizm. Arminianie i projektorzy, jak widać w lokalu, wpływają na mutację. Popieramy to i potwierdzamy prawdopodobnymi argumentami.”[7]
Suwerenny narkotyk – Arminianizm
„Suwerenny narkotyk, Arminianizm”, jak stwierdził jezuita, „my [tj. Papiści] zasadziliśmy” w Anglii, rzeczywiście starali się uczciwie „skutecznie oczyścić nasz Kościół Protestancki”. Jak wesoło w tamtym czasie papiestwo i Arminianizm tańczyły ręka w rękę, można się dowiedzieć od Tindal:
„Kościoły ozdobiono malowidłami, obrazami, ołtarzami itp., a zamiast stołów do komunii ustawiano ołtarze, i oddawano im pokłony oraz nakazane elementy sakramentalne. Zakazano nie tylko głoszenia doktryn predestynacyjnych, ale także ich drukowania; zachęcano i propagowano Arminiański sens (trzydziestu dziewięciu) Artykułów”[8]
Dlatego też jezuita nie radował się bez powodu. „Władny narkotyk”, tak niedawno „zasiany”, rzeczywiście zapuścił korzenie głęboko w dół i przyniósł owoce w górę, pod troskliwym patronatem Karola I i [arcybiskupa] Lauda. Heylyn również przyznaje, że stan rzeczy rzeczywiście opisał inny jezuita tamtych czasów, który napisał:
„Protestantyzm nudzi się samym sobą. Doktryna [Arminian, którzy wówczas zasiadali u steru] ulega zmianie w wielu rzeczach, z powodu których ich przodkowie opuścili Kościół rzymski: jak limbus patrum; modlitwa za zmarłych i możliwość przestrzegania przykazań Bożych; a uznawanie Kalwinizmu za co najmniej herezję, jeśli nie zdradę stanu.”[9]
Arminianizm z piekła rodem
Utrzymanie tych stanowisk, jak przewiduje Trybunał, było w istocie „zmianą”; co opuszczony Heylyn przypisuje „pomysłowości i umiarowi, jakie można znaleźć u niektórych profesorów naszej religii”. Jeśli podsumujemy przedstawione dowody, okaże się, że Arminianizm wyszedł z kościoła rzymskiego i prowadzi z powrotem do dołu, z którego został wykopany.
Na podstawie Augustus Toplady (1740 – 1778), Historic Proof of the Doctrinal Calvinism of the Church of England, Works, 1837, s. 54-55, źródło
Aby uzyskać więcej informacji w języku polskim, kliknij tutaj.
_____________________________________________
Przypisy