Menu Close

Czy kościół powinien modlić się o przebudzenie / Ought the Church to Pray for Revival?

                  

Wstęp

Gdyby zadać pytanie: “Czy kościół powinien modlić się o przebudzenie?”, to odpowiedź prawie na pewno brzmiałaby: “Tak”. Każdy, kto ma w swoim sercu miłość do kościoła i jest zatroskany o sprawę Syjonu, jest świadomy faktu, że kościół w żadnym wypadku nie jest w zdrowym stanie. Jest to po prostu fakt, że z doktrynalnego punktu widzenia dzisiejszy kościół w najlepszym razie stał się doktrynalnie obojętny, a w najgorszym pozwolił, aby do jego wyznania wkradły się wszelkiego rodzaju herezje. Z doktrynalnego punktu widzenia kościół nie jest silny.

To samo jest prawdą, jeśli mierzy się siłę kościoła z punktu widzenia jego duchowego chodu. Kościół jest duchowo bardzo słaby. Cechuje go światowość i cielesność. Przykazania Pańskie są jawnie łamane przez jego członków. Dzień Pański jest bezczeszczony. Imię Boga jest brane nadaremno. Cudzołóstwo, wszeteczeństwo i niemoralność kwitną w kościele, jakby były roślinami w mocno nawożonej glebie.

Nie inaczej jest, gdy rozpatrujemy kościół z punktu widzenia jego gorliwości. Każdy, kto w ogóle interesuje się kościołem, nie może nie zauważyć, że kościół stracił swoją gorliwość dla Chrystusa i dla sprawy prawdy; stracił swoją duchową energię; stał się duchowo letargiczny, duchowo zimny, zatopiony w formalizmie, tak, że żywotność, która powinna go charakteryzować, wydaje się nie istnieć. I kościół ten, bez żadnej wątpliwości, znalazł się pod potępieniem Pana w Jego liście do zboru w Efezie: “porzuciłeś twoją pierwszą miłość“.

Z tych wszystkich punktów widzenia, każdemu, kto troszczy się o dobro kościoła, wydaje się natychmiast oczywiste, że kościół potrzebuje przebudzenia. I tak też się stało, że wołanie o przebudzenie stało się coraz głośniejsze, powszechniejsze i pilniejsze.

Pozwólcie, że przytoczę tylko kilka przykładów.

Ian Paisley, który jest prawdopodobnie najbardziej znanym człowiekiem w Irlandii Północnej, publicznie oświadczył, że jest “przekonany, że zanim umrze, Pan ześle przebudzenie na kościół”. I Pan powiedział mu, tak twierdzi, że będzie narzędziem w takim przebudzeniu. Duża część pracy, którą wykonywał, była ukierunkowana na doprowadzenie do przebudzenia w kościele w jego kraju i w kościele na całym świecie.

Martyn Lloyd-Jones, którego wpływ był tak wielki i który rzucił swój długi cień nie tylko na Wyspy Brytyjskie, gdzie pracował przez całe swoje życie, ale także na Amerykę, powiedział publicznie i napisał w swoich książkach, że “ostatnią nadzieją kościoła w naszych czasach jest przebudzenie” (np. w swoim wstępie do The Welsh Revival z 1909 roku).

Organizacja Banner of Truth, która odegrała zasadniczą rolę we wspaniałym dziele opublikowania niezliczonej ilości purytańskich klasyków i która sponsoruje konferencje Banner of Truth, odgrywa dużą rolę, jeśli nie kluczową, w rosnącym apelu o przebudzenie i w rosnącym zainteresowaniu przebudzeniem, które charakteryzuje kościół naszych czasów. Na swoich konferencjach mówią oni o potrzebie przebudzenia, wygłaszają wykłady na temat przebudzenia i modlą się o nie.

David Bebbington stwierdził: “Rewizjonizm jest nurtem w obrębie tradycji ewangelickiej”.

To samo jest prawdą w kościołach Reformowanych. W styczniu 1990 roku w czasopiśmie jednego z kościołów Reformowanych pojawiła się następująca modlitwa: “Panie, dla naszych dusz, rodzin, kościołów, misji, szkół i narodów rozpaczliwie potrzebujemy przebudzenia. Czasy są ciemne. Twoje wyroki są nieuchronne” (Banner of Truth [styczeń, 1990], s. 7).

I tak przebudzenie stało się ważnym i pilnym wołaniem, które wypływa z kościoła zatroskanego o duchowe dobro Bożego dziedzictwa.

Pytanie, które stoi przed nami jest takie: “Czy właściwe, czy biblijne, czy Reformowane jest modlenie się o i szukanie przebudzenia w kościele?”. Na to pytanie wiara Reformowana musi dać stanowcze “Nie!”. Przebudzenie jest złe. Przebudzenie jest sprzeczne z Pismem Świętym. Przebudzenie jest sprzeczne z wiarą reformowaną. Modlenie się o przebudzenie jest sprzeczne z wolą Bożą i zasmuca Ducha Świętego. Taka jest moja teza.

     

Czym jest przebudzenie?

Zanim przystąpimy do jakiejkolwiek analizy przebudzeń, musimy być ostrożni, aby zrozumieć, co rozumiemy przez ten termin. Wielu było takich, którzy używali terminu “przebudzenie” w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa. Używali oni “przebudzenia” na przykład do opisania tych wydarzeń w historii narodu judzkiego, kiedy to pod wodzą dobrego króla (takiego jak Asa, Jozafat, Ezechiasz czy Jozjasz) naród judzki powrócił do prawdziwego czczenia Jahwe po okresie bałwochwalstwa i ciężkiego grzechu. Chociaż Pismo Święte używa słowa “przebudzenie” w Starym Testamencie, termin ten należy rozumieć w kontekście teokracji Izraela i przed czasem wylania Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy. Miał on zatem zupełnie inną konotację.

To szerokie znaczenie przebudzenia było też czasem stosowane do różnych reform w kościele, takich jak Wielka Reformacja Protestancka w XVI wieku, powstanie Purytanizmu na Wyspach Brytyjskich i odłączenie się w Holandii od Kościoła państwowego pod kierownictwem Brummelkampa, Van Raalte, Scholte i innych.

Jednak żadne z tych wydarzeń, ani w Starym, ani w Nowym Testamencie, nie jest słusznie nazywane przebudzeniem. Były to reformy kościelne, ale mylenie reformy kościelnej z przebudzeniem jest poważnym błędem historycznym i teologicznym.

Są inni, którzy mówią o przebudzeniu, zwłaszcza w kręgach ewangelicznych i fundamentalistycznych, jako odnoszącym się do tego rodzaju kazań, które czasami noszą nazwę kazań “rewitalizacyjnych” – kazań na wzór Dwighta L. Moody’ego, a w naszych czasach takich ludzi jak Billy Graham. Często zdarza się, że kościoły, które popadły w duchowy marazm, wzywają kaznodzieję przebudzeniowego, który próbuje zaszczepić nowe życie w zborze, pozyskać nowych nawróconych do Chrystusa i uzyskać od członków kościoła nowe zobowiązania wobec Pana Jezusa. A na znacznie szerszą skalę wysiłki podejmowane są przez tak potężnych kaznodziejów przebudzenia jak Billy Graham, aby przynieść przebudzenie do całych miast lub krajów. Wiara Reformowana kłóci się z tego typu kazaniami, a szczególnie z ich decyzjonizmem, całym podejściem do głoszenia ewangelii i ideą kościoła.

Ale i to nas specjalnie nie interesuje, choć niektóre rzeczy, które są charakterystyczne dla przebudzeń w węższym znaczeniu tego słowa, są charakterystyczne także dla kaznodziejstwa przebudzeniowego. Ale musicie sami wyciągnąć swoje porównania i analogie.

Kiedy mówię o “przebudzeniu”, używam tego słowa w znacznie bardziej ograniczonym znaczeniu, ale w takim, w jakim jest ono używane raz po raz w dzisiejszych kręgach kościelnych. Być może najlepiej będzie, jeśli zaczerpniemy naszą definicję przebudzenia od tego, który sam jest gorliwym zwolennikiem przebudzenia (lub był nim, dopóki Pan nie zabrał go z tego życia), Martyn Lloyd-Jones. W swojej książce Revival: an Historical and Theological Survey, definiuje przebudzenie w taki sposób: “Przebudzenie jest doświadczeniem w życiu kościoła, kiedy Duch Święty dokonuje niezwykłego dzieła”. Kluczowym słowem w tej definicji jest słowo “niezwykłe”. W nieoczekiwanym czasie i w nieoczekiwany sposób Duch Święty wchodzi do kościoła, aby wywołać w życiu ludzi niezwykłe wydarzenia, które przynoszą drastyczne zmiany w życiu ludzi i kościołów.

Było wiele takich przebudzeń, zwłaszcza od czasów Reformacji Protestanckiej. Jednymi z ważniejszych były: przebudzenie walijskie w 1859 i 1904 roku, przebudzenie irlandzkie w 1859 roku, przebudzenia w XVIII wieku w Anglii, pod przewodnictwem Jana Wesleya i jego brata Karola, wielkiego autora hymnów, a także George’a Whitefielda, który przybył do Ameryki, by promować przebudzenia. W Ameryce prawdopodobnie najbardziej znanym przebudzeniem jest Wielkie Przebudzenie w Nowej Anglii za czasów Jonathana Edwardsa w latach 1734-1735 i ponownie w 1740 roku. Jonathan Edwards, który w tym czasie był pastorem w kościele Southampton w Massachusetts, był wiodącą postacią w ruchu przebudzeniowym. George Whitefield przybył z Anglii, aby dołączyć do Edwardsa w tej pracy. Były inne takie przebudzenia we wschodniej części Ameryki, jak na początku XIX wieku pod kazaniami Charlesa Finneya.

Kiedy Martyn Lloyd-Jones definiuje przebudzenia w terminach, których używa w swojej książce, to są to przebudzenia, do których konkretnie się odnosi i są to przebudzenia, o których mówi, że są ostatnią nadzieją kościoła w naszych czasach. Jeśli Panu nie podoba się zsyłanie przebudzeń, to dla kościoła nadszedł koniec.

Pytanie brzmi więc: Co charakteryzuje wszystkie te przebudzenia? Co je łączy? Jakie są niezwykłe aspekty pracy, którą wykonuje Duch Święty, które sprawiają, że te przebudzenia różnią się od zwykłej i powszechnej pracy Ducha?

Cechą charakterystyczną takich przebudzeń jest przede wszystkim to, że przychodzą one szczególnie w czasie, gdy kościół charakteryzuje się dwoma wielkimi złami: światowością i martwym formalizmem w swoim życiu, wyznaniu i kulcie. Kościół został upodobniony do świata i w rezultacie umarł duchowo. W takim czasie, jeżeli ma przyjść przebudzenie, to przychodzi ono jako niezwykłe działanie Ducha.

Takie przebudzenie zawsze charakteryzuje się i ma swój początek w dziele Ducha, które wywołuje w ludziach, na których Duch spada, głęboką i niezwykle niepokojącą świadomość grzechu. Jest to wylanie Ducha, wylanie Ducha w niezwykłej mierze, wylanie Ducha w wielkiej obfitości, że tak powiem, które wywołuje i przejawia się w głębokim, a nawet denerwującym i przerażająco niepokojącym przekonaniu o grzechu.

Ale to przekonanie o grzechu przybiera zewnętrzną formę bardzo dziwnych i bardzo osobliwych wydarzeń. Jeśli czytasz literaturę na temat przebudzenia, książki o przebudzeniu walijskim lub o Wielkim Przebudzeniu, które opisują przebudzenia w Nowej Anglii, to wszystkie one są wypełnione dominującym tematem, że przekonanie o grzechu wywołane przez Ducha Świętego przejawia się w nadzwyczajnych i niezwykłych formach. Dochodzi do tego w taki sposób, że ci, którzy są doprowadzeni do przekonania o grzechu, są tak całkowicie pod kontrolą sił, które są poza ich mocą, że wołają, jęczą i krzyczą. Upadają w drgawkach rozpaczy. W swoich strasznych mękach duszy są ogarnięci gwałtownymi wstrząsami ciała, drżeniem kończyn, dziwnymi wykrzywieniami, tak że toczą się po podłodze, czasami w agonii. Popadają w stan prawie katatoniczny, w którym są nieruchomi i sztywni, a w tym czasie widzą wizje płomieni piekielnych i demonów, które przychodzą po ich dusze – wszystko to ma na celu przedstawienie im w obrazowy i niezwykły sposób okropności grzechów i wściekłości Boga przeciwko formalizmowi i światowości, które charakteryzowały ich życie. Wszystkim przebudzeniom, bez wyjątku, towarzyszyły tego rodzaju zjawiska. Czasami w zgromadzeniu, gdy pastor wygłaszał kazanie, zaburzenia, jęki, krzyki, błagania i płacze stawały się tak głośne i hałaśliwe, że pastor nie mógł kontynuować. Musiał zrezygnować z głoszenia i odwołać nabożeństwa.

Po drugie, po tym niezwykłym i nadzwyczajnym działaniu Ducha, które doprowadziło do przekonania o grzechu, u wielu ludzi, jeśli nie u większości, nastąpiło doświadczenie całkowitej radości. Kiedy przekonanie o grzechu zostało usunięte, a Duch działał w sercach tych, którzy byli pod przekonaniem o grzechu, zachwyt nad ich zbawieniem był nie do określenia i nie do opisania. Zostali oni doprowadzeni do ekstazy radości i na skrzydłach uniesienia zostali przeniesieni do samej obecności Boga, gdzie otrzymali przywilej widzenia wizji i otrzymywania objawień, których nie potrafili opisać. Doświadczyli bliskości i społeczności z Bogiem, która rozdzierała serce. Mam na przykład opis takiego ekstatycznego doświadczenia, które w rzeczywistości charakteryzowało przywódcę walijskiego przebudzenia w 1904 roku.

Pewnej piątkowej nocy zeszłej wiosny, gdy modliłem się przy moim łóżku przed snem, zostałem porwany do wielkiej przestrzeni bez czasu i przestrzeni. To była komunia z Bogiem. Wcześniej miałem Boga z daleka. Tej nocy byłem przerażony, ale nigdy później. Tak bardzo drżałem, że kołysałem łóżkiem. A mój brat, gdy się obudził, objął mnie, myśląc, że jestem chory. Po tym doświadczeniu budziłem się każdej nocy trochę po pierwszej. Było to bardzo dziwne, ponieważ przez całe lata spałem jak kamień i nie budził mnie żaden niepokój w moim pokoju. Od tej godziny byłem zabierany do boskiej społeczności na około cztery godziny. Nie mogę powiedzieć, co to było, poza tym, że było to boskie. Około godziny piątej znów pozwolono mi spać do około dziewiątej. W tym czasie ponownie zostałem wzięty do tego samego doświadczenia we wczesnych godzinach porannych, do około dwunastej lub pierwszej. Trwało to przez około trzy miesiące (Efion Evans, The Welsh Revival of 1904 [Evangelical Press of Wales, 1969]).

Co jest dla mnie tak dziwne, poza wszystkim innym, to fakt, że ten człowiek miał tak dokładne zrozumienie i wiedzę na temat dokładnego czasu, w którym wszystkie te rzeczy miały miejsce, mimo że twierdził, że został zabrany do wielkiej przestrzeni bez czasu i przestrzeni. Można się zastanawiać, jak on mógł zachować tak dokładną rachubę czasu, jeżeli to doświadczenie przeniosło go ponad czas i przestrzeń. Niemniej jednak, nie jest to w żadnym wypadku najbardziej niezwykłe z doświadczeń, których dosłownie setki są opisane w literaturze na temat przebudzenia. I to był rzeczywiście stan, do którego miały doprowadzić przebudzenia. Modlitwy, które dziś wznoszą się z serc i umysłów tak wielu, mają ten cel: aby jakieś doświadczenie, takie jak to, stało się doświadczeniem każdego wierzącego.

Jeden z liderów walijskiego przebudzenia otrzymał wizję “bezprecedensowego podniecenia”, którą opisano w następujący sposób: “Jego duchowa percepcja była znacznie rozwinięta i nie mógł nie czerpać inspiracji i motywacji z tych nadnaturalnych, pozabiblijnych [zauważcie terminologię] objawień. Nie było w moim umyśle żadnych wątpliwości co do ich autentyczności czy autorytetu” (Evans, op. cit., s.191). Rezultatem tego rodzaju doświadczenia jest to, że człowiek wycofuje się, jak gdyby, do bezpośredniej jedności i społeczności z Bogiem i że daje mu to urzekającą radość i pozaziemski pokój i spokój serca.

To doświadczenie wprowadza nas w tak bliskie zjednoczenie z Bogiem i doświadczenie społeczności z Nim, że wymyka się ludzkim opisom. Jest to całkowicie emocjonalne i całkowicie eteryczne wchłonięcie w mistyczne zjednoczenie z samym Bogiem i spowodowało to pewnego rodzaju przebudzenie w kościele, które przejawiło się w nowej gorliwości dla sprawy Bożej i nowej gorliwości dla misji i dla nawracania dusz, a także doprowadziło kościół do stanu duchowej siły, jakiej nie znał w całym swoim istnieniu.

To właśnie oznacza przebudzenie. Kiedy słyszycie modlitwy o przebudzenie, kiedy słyszycie, że ludzie mówią o potrzebie przebudzenia, to właśnie to oznacza. To jest to niezwykłe działanie Ducha Świętego, które charakteryzuje przebudzenia.

Na tym właśnie polega przebudzenie. Wiem, że byli tacy, którzy ostrzegali przed ekscesami przebudzenia. Sam Jonathan Edwards napisał książkę, w której szczególnie potępił ekscesy, które były obecne w przebudzeniach Nowej Anglii. A Samuel Miller, stary południowy prezbiterianin kalwinista, sam będąc zagorzałym obrońcą przebudzeń, wygłosił niezwykle długą mowę ostrzegającą przed ich niebezpieczeństwami. Niemniej jednak to właśnie charakteryzuje przebudzenia. Są to niezwykłe wylania Ducha. Ci, którzy angażują się w takie rzeczy, dokonali powrotu do rzymskokatolickiego mistycyzmu. (Zobacz też te dwa fragmenty z książki Charlesa Hodge’a The Constitutional History of the Presbyterian Church: “Wielkie przebudzenie religii – część 1” i “Wielkie przebudzenie religii – część 2”).

Tego rodzaju przebudzenie jest tym, czego ludzie szukają dzisiaj jako lekarstwa na choroby kościoła. Ten rodzaj przebudzenia jest wrogi Reformowanej Wierze, jest czymś, co musi być potępione przez każdego wierzącego, który kocha prawdę Pisma Świętego.

     

Mistycyzm przebudzeń

Jakie są biblijne i konfesyjne zastrzeżenia wobec przebudzeń?

Odpowiedź na to pytanie jest przede wszystkim taka, że ten rodzaj przebudzenia charakteryzuje się mistycyzmem. Mistycyzm ma ciekawą historię w kościele Pana Jezusa Chrystusa. Po raz pierwszy pojawił się bardzo wcześnie w historii kościoła, już w trzecim wieku; a wielki ojciec kościoła, Tertulian, popełnił błąd pod koniec swojego życia, przyłączając się do mistycznego ruchu zwanego montanizmem. Ale mistycyzm tak naprawdę zaistniał dopiero w średniowieczu, w okresie, gdy w Europie panował Kościół rzymskokatolicki. Jest to uderzające, ponieważ mistyka średniowiecza była również reakcją na światowość i cielesność w Kościele oraz na martwy, zimny formalizm rzymskiego katolicyzmu. Mistycyzm, który powstał w średniowieczu, był jednak wysoko rozwiniętą teologią mistyki. Nie mogę zagłębić się w wiele szczegółów, ale bardzo interesujące jest to, że mistycyzm miał za cel to, co nazywa się “zjednoczeniem z Bogiem”, wyrażenie, które brzmi nie tylko zupełnie niewinnie, ale także jak coś nieuchronnie pożądanego w życiu dziecka Bożego. Cóż może być lepszego niż zjednoczenie z Bogiem? Mistycyzm mówił o tym jednak w taki sposób, że to zjednoczenie z Bogiem było osiągane poprzez serię kroków, które trzeba było przejść, aby osiągnąć ten wysoki cel. Nie wchodząc w szczegóły tych kroków, ostatnim krokiem, który należało wykonać przed osiągnięciem zjednoczenia z Bogiem było to, co średniowieczni mistycy nazywali “ciemną nocą duszy”. Było to tak jakby kroki do zjednoczenia z Bogiem prowadziły najpierw w dół do ciemnej nocy duszy tylko po to, aby potem z ciemnej nocy duszy wytrysnąć do owego pełnego zachwytu, radosnego, innego świata zjednoczenia z Bogiem.

To bardzo uderzające, że ta rzymskokatolicka idea mistycyzmu znalazła pewną analogię w myśleniu purytanów. Wiem, że kiedy mówię coś złego o purytanach, to prawie tak, jakbym bił świętą krowę. I nie chcę pozostawić wrażenia, że purytanie nie mają żadnej wartości. Dzieła, które wydali, zwłaszcza wczesni purytanie, mogą być czytane nawet dzisiaj przez każde dziecko Boże z wielką przyjemnością i duchową korzyścią, tak bardzo, że zachęcam was do czytania literatury purytańskiej. I w rzeczywistości, mogę pomyśleć o małej literaturze dewocyjnej, która jest lepsza do czytania niż literatura purytańska. Nie zmienia to jednak faktu, że mylili się oni, rozpaczliwie się mylili, w swojej koncepcji chrześcijańskiego doświadczenia. To, co średniowieczni mistycy nazywali “ciemną nocą duszy”, w myśleniu purytańskim stało się “przekonaniem o grzechu” lub “byciem pod przekonaniem o grzechu”.

Jednak mistycyzm rzymskiego katolicyzmu został przeniesiony bezpośrednio do myśli protestanckiej przez przebudzenia Jana Wesleya w XVIII wieku. Być może zaskoczy was fakt, że przed swoim doświadczeniem w Aldersgate, kiedy to John Wesley uznał się za nawróconego, głęboko wsiąkł w pisma rzymskokatolickich, średniowiecznych mistyków, czytał je z zapałem, pożerał je, jak sam mówi, i nawet przyczynił się do opublikowania dużej liczby tych rzymskokatolickich dzieł. Ten mistycyzm pozostał z nim przez całe życie. Robert G. Tuttle, w książce zatytułowanej Mysticism in the Wesleyan Tradition, wskazuje na to bardzo wyraźnie. Tuttle, nawiasem mówiąc, sam jest metodystą, wielbicielem Johna Wesleya, i jest zadowolony i wdzięczny za to, że rzymskokatolicki mistycyzm stał się częścią protestanckiego myślenia poprzez dzieło Johna Wesleya.

John Wesley i purytanie są ojcami rewitalizmu. W rzeczywistości jest tak, że uznany autorytet w dziedzinie przebudzenia posuwa się tak daleko, że mówi: “Purytanie dali angielskojęzycznemu światu to, co można nazwać klasyczną szkołą protestanckiej wiary w przebudzenie” (lain Murray, The Puritan Hope [Banner, 1971], s. 4).

Wszystkie znamiona mistycyzmu są obecne w przebudzeniu. Idea “ciemnej nocy duszy” stała się znana jako “bycie w przekonaniu o grzechu”; doświadczenia, według których definiuje się prawdziwe nawrócenie, są doświadczeniami mistyków; urzekające radości, które ogarniają człowieka i przenoszą go do nieznanych obszarów i do zjednoczenia z Bogiem, są urzekającymi radościami mistyków średniowiecza. Nacisk na wizje i sny, specjalne, pozabiblijne objawienia, prowadzenie przez Ducha w tych objawieniach – wszystko to należy do tradycji mistyki.

Interesujące jest to, że istotną i integralną częścią mistyki było również czynienie cudów – egzorcyzmów i cudów uzdrowienia. Mówię o tym, ponieważ to od razu powinno nam uzmysłowić oczywisty związek między rewitalizmem a ruchem charyzmatycznym. Te dwa ruchy mają ze sobą wiele wspólnego – tak wiele, że ci, którzy promują przebudzenia, posuwają się nawet do stwierdzenia, że zanim nastąpi przebudzenie, konieczne jest, aby kościół otrzymał tzw. drugie wylanie Ducha. To jest rzeczywiście język charyzmatyczny! W rzeczywistości ci, którzy promują przebudzenia, w wielu przypadkach byli, jeśli nie członkami, to zwolennikami ruchu charyzmatycznego i niechętnie go potępiali. Czy wiecie na przykład, że dr Martyn Lloyd-Jones sam był zdecydowanym zwolennikiem ruchu charyzmatycznego? Możecie to znaleźć w kilku jego książkach. Możecie zrozumieć niektóre z jego wypowiedzi, na przykład w kazaniach na temat Efezjan, zwłaszcza Efezjan 4 i 5, jeśli jesteście świadomi jego skłonności do charyzmatyków. Zawsze istniał najbliższy związek między przebudzeniem a ruchem charyzmatycznym, ponieważ oba charakteryzują się mistycyzmem.

Można chyba zrozumieć, że ludzie odczuwają potrzebę przebudzenia. W tych czasach duchowej ciemności i letargu, kiedy nasze własne życie duchowe jest tak zimne, jest coś w przebudzeniu, co niesie ze sobą obietnicę, która jest niezwykle atrakcyjna. Przez pielęgnowanie życia wewnętrznego, przez specjalne wylanie Ducha, przez wylanie z góry, w którym Duch wchodzi do serca w niezwykły i potężny sposób, człowiek jest przenoszony do samej obecności Boga, aby tam być zjednoczonym z Bogiem w tej całkowicie innej, urzekającej, emocjonalnej radości, która przekracza wszystko, co można znaleźć na tym świecie. Jest w tym syreni śpiew. Jest w tym szczególnie zmysłowy urok szatana. A im zimniejsze staje się życie duchowe człowieka, tym bardziej tego rodzaju rzeczy wydają się być pożądane.

Niemniej jednak, mistycyzm jest sprzeczny z Pismem Świętym i Wiarą Reformowaną. Jest sprzeczny z Wiarą Reformowaną, ponieważ mistycyzm, we wszystkich swoich formach, kładzie cały nacisk na ludzkie emocje. Jest to teologia emocji, teologia uczuć. Być może właśnie to jest jej wielką zaletą w naszych czasach. Żyjemy w czasach, w których uczucia są wszystkim. Uczucia są ostatecznym i najważniejszym elementem życia. I kiedy ta syrenia pieśń o zachwycającej, emocjonalnej radości zjednoczenia z Bogiem rozbrzmiewa w naszych uszach w czasach, kiedy nasze życie wydaje się jałowe i zimne, wydaje się, że emocjonalny haj mistycyzmu jest wybitnie pożądany. Ale jest to syreni śpiew, który prowadzi do zniszczenia.

Mistycyzm nie ma większego znaczenia dla doktryny. Kładąc nacisk na uczucia i emocje, czyni lekkim poznanie prawdy. W tym względzie również stoi w sprzeczności z wiarą reformowaną. Wiara reformowana zawsze podkreślała znaczenie wiedzy jako istotnej części wiary. Poważnie traktuje ostrzeżenie zawarte w Księdze Ozeasza: “Mój lud ginie z braku wiedzy” (Oz. 4:6) Wiara Reformowana wierzy w znaczenie solidności doktrynalnej, wyznania wiary w harmonii z Pismem Świętym. Rewizjonizm wykazuje niewielkie zainteresowanie doktryną; znacznie bardziej zależy mu na emocjach.

Przejawia się to na dwa sposoby.

Przede wszystkim przejawia się w niedbałości lub obojętności wobec doktryny, nawet do tego stopnia, że uważa doktrynę za szkodę dla prawdziwego życia duchowego. Rozważmy na przykład ten cytat, który pochodzi z książki Iana R. K. Paisleya. Pisze on o osobie zaangażowanej w przebudzenie, którą zapytano, czy jest kalwinistą, czy nie. Oto jego odpowiedź:

Nie chciałbym być mniej lub bardziej kalwinistą niż nasz Pan i Jego Apostołowie. Nie zależy mi jednak na tym, by rozmawiać o samych punktach doktryny. Chciałbym raczej mówić o doświadczeniu zbawienia w duszy (The ’59 Revival [London: Valiant Press]).

Po drugie, ten wpływ mistycyzmu na przebudzenie często skutkuje żenującą i otwarcie fałszywą doktryną. Można to zilustrować na podstawie The Memoirs of Charles G. Finney (Zondervan, 1989). Charles Finney był przebudzeniowcem XIX wieku, który pracował w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. W tych wspomnieniach opowiada nam o tym, jak w interesie głoszenia przebudzenia odrzucił wszystkie podstawowe doktryny kalwinizmu, w tym zastępczą naturę zadośćuczynienia Jezusa Chrystusa. Pisze on:

Ale moje studia, tak dalece jak on był zaangażowany jako mój nauczyciel, były tylko kontrowersją. Trzymał się prezbiteriańskiej doktryny o grzechu pierworodnym lub o tym, że ludzka konstytucja jest moralnie zdeprawowana. Uważał również, że ludzie byli całkowicie niezdolni do wypełnienia warunków Ewangelii, do upamiętania, do wiary lub do zrobienia czegokolwiek, czego Bóg od nich wymagał. Że chociaż byli wolni od wszelkiego zła, w sensie możliwości popełnienia dowolnej ilości grzechu, to jednak nie byli wolni w odniesieniu do wszystkiego, co było dobre. Bóg potępił ludzi za ich grzeszną naturę i za to, jak również za ich przewinienia, zasługiwali na wieczną śmierć i byli pod potępieniem. Utrzymywał również, że wpływ Ducha Bożego na umysły ludzi był fizyczny, działający bezpośrednio na substancję duszy. Twierdził, że ludzie są bierni w regeneracji, a w skrócie wyznawał wszystkie te doktryny, które logicznie wynikają z faktu grzesznej natury samej w sobie. Tych doktryn nie mogłem przyjąć. Nie mogłem przyjąć jego poglądów na temat zadośćuczynienia, regeneracji, wiary, upamiętania, niewolnictwa woli ani żadnej z podobnych doktryn (str. 48).

W całej książce Finney konsekwentnie odrzuca, a nawet wyśmiewa kalwinizm i wszystko, co on reprezentuje. Otwarcie mówi o wolnej woli i uniwersalnym zadośćuczynieniu, a nawet przyjmuje arminiańską doktrynę perfekcjonizmu – że nawrócony człowiek może uwolnić się od wszystkich znanych grzechów. Co ciekawe, wyjaśnia on nawet, że przyjął to, co dziś znane jest jako “wezwanie do ołtarza” (które nazywał “wzywaniem grzeszników do niespokojnego miejsca”), ponieważ wierzył, że ta metoda będzie rozwiązaniem dla ciągłego cofania się tych, którzy wcześniej twierdzili, że są nawróceni. Przebudzenie zastępuje zdrową doktrynę emocjami. Chociaż nie można tego powiedzieć o wszystkich odnowicielach, a zwłaszcza o takich ludziach jak Jonathan Edwards i George Whitefield, to jednak w przeważającej części przebudzenie w najlepszym wypadku jest letnie i nie dba o doktrynę, a w najgorszym jest wrogiem prawdy.

Wiara, jak mówi nasz Katechizm Heidelberski, jest (obok ufności) pewną wiedzą, dzięki której uznaję za prawdziwe wszystko, co Bóg objawił w swoim Słowie. Na tym polega niezwykły cud Pisma Świętego. Kiedy przywłaszczam sobie Pismo Święte, trzymam się jego prawdy i przyjmuję za prawdziwe wszystko, czego ono uczy, to trzymam się Chrystusa. Nie przez jakieś emocjonalne uniesienie, nie przez sprowadzenie religii do jakiegoś duchowego zastrzyku adrenaliny, ale przez trzymanie się prawdy Pisma. I w ten sposób trzymam się Chrystusa i Boga i żyję w społeczności z Nim. Wiara, wiara, która daje pewność, prawdziwą pewność, pewność nie zbudowaną na ruchomych piaskach emocjonalnych doświadczeń, które dziś są, a jutro ich nie ma, ale wiara solidna jak skała, wiara, która wytrzymuje ataki szatana, wiara, która mówi wraz z Hiobem: “Wiem, że żyje mój Odkupiciel”, wiara, która jest spokojną, cichą pewnością zwycięstwa nad wszystkimi naszymi wrogami, nad diabłem i jego zastępami, a nawet nad naszym własnym ciałem, wiara, która jest zwycięstwem nad światem. Ta wiara jest wiedzą.

      

Błędny pogląd na nawrócenie

Wszystko to prowadzi nas do kolejnego zarzutu, który człowiek Reformowany wnosi przeciwko przebudzeniom: chodzi o teorię nawrócenia, która jest nieodłącznym elementem przebudzenia i która jest szczególnie nauczana przez tych, którzy do dziś promują przebudzenia.

Po raz kolejny muszę wrócić do purytanów, a konkretnie do późniejszych purytanów, purytanów w czasach kontrowersji Marrowizmu na początku XVIII wieku, w tym do tzw: Thomasa Bostona, braci Erskine i innych. Podkreślali oni, że kiedy prawo było głoszone w kościele, wtedy Duch Święty mógł uczynić prawo i głoszenie prawa instrumentalnym w doprowadzaniu ludzi do przekonania o grzechu. Przeczytajcie na przykład pamiętnik Roberta McCheyne’a, starego purytańskiego biskupa z tej szkoły, a znajdziecie pamiętnik, który jest wypełniony tego rodzaju rzeczami. Pod wpływem głoszenia prawa, ludzie byli przekonani o grzechu. To przekonanie o grzechu przejawiało się we wszystkich tych dziwnych zjawiskach, które opisaliśmy. Czasami zdarzało się to w większym stopniu niż u innych, lecz wszyscy zgadzają się, że głoszenie prawa przejawiało się szczególnie w takich strasznych obawach przed piekłem i potępieniem, które tak ogarniały duszę człowieka, że był on przez nie pokonany. Widział on, że jego stan był beznadziejny; rozumiał, że jedyną drogą ucieczki była moc większa od niego samego. Tak działał Duch Święty, przede wszystkim przez głoszenie prawa.

Błędem tego było to, że to przekonanie o grzechu było poza dziełem regeneracji. To było to, co purytanie nazywali “łaską przygotowawczą”. Czasami nazywano to “dziełem Ducha w Jego pobudzeniu”, wyrażenie, które niosło ze sobą myśl, że grzesznik został pobudzony do poszukiwania Chrystusa. Albo stworzyło to człowieka, który czasami był nazywany “szukającym” – nie zregenerowanym, nie nawróconym, nie zbawionym, nie dzieckiem Bożym, ale takim, który posiadał to dzieło Ducha Świętego, które jako łaska przygotowawcza umożliwiało mu “szukanie” zbawienia. Do takiego człowieka należało skierować zwiastowanie Ewangelii, które przyniosło pilną potrzebę przyjęcia Chrystusa, uchwycenia się Chrystusa lub, jak purytanie zwykli to wyrażać, “zamknięcia się w Chrystusie”. Ale czy ktoś pod wpływem przekonania o grzechu rzeczywiście “zamknąłby się z Chrystusem”, nie było pewne. Mógł odczuwać głęboki smutek z powodu grzechu. Mógłby doświadczać udręk winnego sumienia. Mógłby tęsknić za wyzwoleniem i zbawieniem. Ale wynik pozostawał niepewny i istniała możliwość, że nadal będzie mógł pójść do piekła.

To właśnie w tym kontekście purytanie rozwinęli swoje idee dotyczące wolnej oferty ewangelii. Trzeba głosić ewangelię i głosić miłość Chrystusa do wszystkich, nakłaniając ludzi do “zamknięcia się z Chrystusem”. Można to było zrobić tylko na podstawie faktu, że w pewnym sensie Chrystus, jak to ujął Thomas Boston, umarł za wszystkich. Boston nie chciał powiedzieć, że Chrystus umarł za wszystkich. Nalegał jedynie na to, że Chrystus był umarły za wszystkich. Ale w ten sposób śmierć Chrystusa mogła służyć jako “nakaz” dla wszystkich, którzy słyszeli ewangelię, aby zamknąć się z Chrystusem. Nikt nie mógł powiedzieć: “nie zamknę się z Chrystusem, ponieważ On nie umarł za mnie.” Zbawienie było oferowane swobodnie.

Dlatego zwiastowanie ewangelii, które nakłaniało do przyjęcia Chrystusa do swojego życia, było zwiastowaniem, które uzależniało zbawienie od jednostki, która znalazła się w stanie łaski przygotowawczej, od tego, czy w tym kluczowym momencie swojego życia rzeczywiście przyjmie Chrystusa do swojego serca. To, co zrobi, będzie skutkowało zbawieniem lub potępieniem. Innymi słowy, taki człowiek, który miał te podszepty Ducha, który został przygotowany – purytanie, jak wiecie, rozwinęli teorię “preparacjonizmu” – przez Ducha i postawiony w duchowej sytuacji, aby przyjąć Chrystusa lub go odrzucić, jest teraz pozostawiony z decyzją spoczywającą w jego rękach (por. Martyn McGeown, “The Notion of Preparatory Grace in the Puritans”).

Taki jest ich pogląd na nawrócenie. Ale ten pogląd jest zasadniczo arminiański. Umieszcza on zbawienie grzesznika w rękach samego grzesznika. Umieszcza zbawienie grzesznika w wyborze lub wolnej woli człowieka, chociaż jest to wola przygotowana przez Ducha. Czyni zbawienie mniej niż suwerennym i dlatego jest przeciwne Wierze Reformowanej.

Ten błąd, który pojawił się 150 lat po Synodzie w Dort, jest już potępiony w Kanonach Dort: “Potępiamy błędy tych, którzy uczą, że człowiek nie zregenerowany nie jest rzeczywiście ani całkowicie martwy w grzechu, ani pozbawiony wszelkich władz do duchowego dobra, ale że może jeszcze łaknąć i pragnąć sprawiedliwości i życia, i składać ofiarę skruszonego i złamanego ducha, która jest miła Bogu” (III/IV:R:3). To, mówi nasz Kanon, jest błąd Arminianizmu, który oddaje zbawienie w ręce człowieka.

Rewiwalizm przyjmuje ten sam pogląd na nawrócenie i w ten sposób trzyma się fałszywej doktryny, że zbawienie spoczywa w rękach człowieka. Wiem, że oni by z tym polemizowali, ponieważ chcą uchodzić za zwolenników suwerennej łaski. Niemniej jednak nauczają, że istnieje wspólna łaska działająca przez Ducha w sercach wszystkich, która to łaska stawia wszystkich w duchowej pozycji do przyjęcia lub odrzucenia Chrystusa. Chrystus jest przedstawiany przez kazania jako wybitnie pożądany, jako ten, który może ich wybawić. A oni, ze swej strony, choć pragnąc wyzwolenia, choć widząc bogactwo Chrystusa, choć rozumiejąc, że tylko w Nim jest ucieczka od grzechu, choć nawet modląc się o regenerację, mogą jednak nadal iść na stracenie.

W ten sposób dochodzimy do teorii nawrócenia promowanej przez przebudzenie w bardziej konkretny sposób. Nawrócenie jest w rewiwalizmie czymś, czemu towarzyszy jakieś niezwykłe i nadzwyczajne doświadczenie. Ten element zawsze charakteryzował mistykę, czy to w średniowiecznej myśli rzymskokatolickiej, czy w twórczości Johna Wesleya, czy w teologii purytańskiej, czy też w myśleniu przebudzeniowym współcześnie. Tak się złożyło, że kiedy miały miejsce przebudzenia, ci, którzy rzekomo dochodzili do tego szczytu uniesienia, kiedy dusza była zjednoczona z Bogiem, musieli przejść bardzo rygorystyczne badanie ze strony kaznodziejów i starszych kościoła, aby ustalić, czy takie nawrócenie było rzeczywiście prawdziwe. A kryterium, które było używane do określenia prawdziwości takiego nawrócenia, była prawdziwość doświadczenia, przez które ktoś przeszedł. Wszystko to zakładało nie tylko, że człowiek może podać racjonalny i zrozumiały opis swojego nawrócenia, ale także, że w mocy pastora i starszych kościoła było ocenić to nawrócenie, wydać na nie wyrok i określić, czy było ono rzeczywiście autentyczne. Wierzyli, że diabeł czai się w pobliżu, szczególnie w czasach przebudzenia, próbując naśladować działanie Ducha Świętego i przynosząc ludziom złe doświadczenia, doświadczenia wynikające z ułudy. Diabeł doprowadzał ludzi do fałszywego i cielesnego bezpieczeństwa, w którym nie mieli wcale wiary w Chrystusa, ale imitację, fałszywą wiarę, która tylko prowadziła ich szybciej do piekła. Ministrowie i starsi, zwłaszcza w okresie Wielkiego Przebudzenia za czasów Jonathana Edwardsa, twierdzili, że są w stanie stwierdzić z niemal stuprocentową dokładnością, czy nawrócenie danej osoby było rzeczywiście prawdziwe, czy też było inspirowane przez diabła. Tak wiele było nawróceń i tak zajęci byli ministrowie i starsi, że czasami te badania trwały w okresach przebudzenia dzień i noc. Nie było czasu na głoszenie. Nie było czasu na pracę duszpasterską. Nie było czasu na przygotowanie kazania, ponieważ wiele czasu zajmowało sprawdzanie prawdziwego charakteru nawróceń.

Co więcej, takie nawrócenia, nagłe i głębokie, nie tylko stały się sprawdzianem tego, czy ktoś jest prawdziwym chrześcijaninem, ale także służyły jako podstawa osobistej pewności zbawienia. Rzeczywiście, bez takich nadzwyczajnych doświadczeń pewność była niemożliwa.

Wszystko to jest sprzeczne z Wiarą Reformowaną. Żaden człowiek, który jest prawdziwie Reformowany, nie może nauczać tego rodzaju doktryny o nawróceniu. Reformowana doktryna o nawróceniu jest czymś zupełnie innym.

Nawrócenie w myśli Reformowanej – i jest to wyraźnie stwierdzone w naszym Katechizmie Heidelberskim w Dniu Pańskim 33 – nie jest niezwykłym, jednorazowym, nadzwyczajnym, niewytłumaczalnym doświadczeniem, przez które przechodzi się z “ciemnej nocy duszy” do pełnego zachwytu zjednoczenia z Bogiem. Ale nawrócenie jest codzienną cechą wierzącego, odnowionego dziecka Bożego. Nawrócenie powinno mieć miejsce i ma miejsce każdego dnia jego życia. Tak długo jak wierzące dziecko Boże żyje na tym świecie, jest wierzącym, który walczy z grzechem, nie tylko w świecie wokół niego, ale także w swoim własnym ciele. On nie jest jeszcze doskonały. Nie jest jeszcze wprowadzony do wiecznej radości, która będzie dziedzictwem ludu Bożego w chwale. Tutaj jest w Kościele walczącym. Tutaj musi prowadzić walkę. Tutaj nosi ze sobą ciało swojej śmierci.

Nawrócenie jest, jak to wyraża Dzień Pański 33, “codziennym zabijaniem starego człowieka”. To znaczy, że nawrócenie jest głębokim, codziennym smutkiem z powodu grzechu. Jednak jest to również przebudzenie nowego człowieka. Jest to codzienna radość, którą człowiek znajduje u stóp krzyża, gdy przynosi na Kalwarię ciężar swoich grzechów. Codzienne nawrócenie, codzienna walka, codzienna ucieczka od grzechu, codzienne przyspieszanie do krzyża z coraz pilniejszą tęsknotą za opuszczeniem tego życia, które jest niczym innym jak ciągłą śmiercią, aby wreszcie znaleźć się w wiecznej doskonałości nieba – oto nawrócenie.

Rewiwalizm gardzi tym. Wyśmiewa pokornego grzesznika, pokorne dziecko Boże, które codziennie walczy z grzechami swojego ciała. Nie ma czasu ani cierpliwości na codzienną walkę, którą toczy wierzący. Szuka spektakularnych wydarzeń. Jak Eliasz z dawnych czasów, nigdy nie nauczył się, że Bóg nie jest w trzęsieniu ziemi, w ogniu czy w silnym wietrze, ale tylko w cichym, małym głosie. Przebudzenie nie nauczyło się tego, czego musiał nauczyć się Zachariasz: “Nie przez moc, nie przez siłę, lecz przez Ducha mojego, mówi Pan Zastępów. Kto wzgardził dniem małych rzeczy?”. Szukając tego, co spektakularne, tego, co ekscytujące, tego, co niezwykłe, szukając tego, co może służyć jako jakiś grunt dla pewności, nie znajdują nic poza ruchomym piaskiem, chwiejnym gruntem, na którym nie można budować swojej wiary, nadziei i radości. Niemniej jednak, nawrócenie jest w codziennej, gorzkiej i zaciętej walce z grzechem; jest prowadzone w sercach i życiu wybranych dzieci przymierza; jest charakterystyczne dla wiernego dziecka Bożego przez całe jego życie. To jest dzieło nawrócenia i to jest prawdziwe dzieło Ducha Świętego.

Nie wolno nam z tego szydzić. Nie wolno nam się od tego odwracać, jakby to był rodzaj cielesnego bezpieczeństwa, samooszukiwania się, łatwej religii. Nie wolno. To jest ciężka droga. Jest to droga codziennej walki. Jest to droga jęków i łez. Jest to droga ucieczki do krzyża. Jest to droga rzucania siebie we wstydzie u stóp Kalwarii. Ale jest to droga radości ze zbawienia we krwi Chrystusa. A ten Chrystus jest Chrystusem, który jest przyjęty przez wiarę.

     

Błędny pogląd na przymierze

Innym błędem popełnianym przez tych, którzy naciskają na przebudzenie, jest – o czym jestem coraz bardziej przekonany – błąd związany z nauką o wiecznym przymierzu Bożej łaski. Nie mogę się w to zagłębiać szczegółowo. Chcę tylko bardzo krótko zaznaczyć, że po pierwsze, Reformowana doktryna o Bożym przymierzu uczy, że istotą przymierza jest to, że Bóg ustanawia więź przyjaźni i społeczności ze swoim ludem przez Chrystusa. Jest to więź przyjaźni i wspólnoty.

W drugiej jednak kolejności Bóg ustanawia swoje przymierze w linii wierzących i ich potomstwa. Ci, którzy uczą o przebudzeniach i błagają o nie, mają zupełnie inny pogląd. Wierzą oni, jak dobrze wiecie, że kościół składa się w przeważającej części z ludzi nie nawróconych. To jest wyjaśnienie duchowego letargu, cielesnej umysłowości i formalizmu w kościele. Kościół składa się w większości z ludzi nienawróconych, którym musi być głoszone prawo, aby Duch Święty mógł doprowadzić ich do przekonania o grzechu. Ewangelia zaś, gdy jej słuchacze dochodzą do przekonania o grzechu, przedstawia Chrystusa, który błaga ich o “zbliżenie się do Niego”. Wiara Reformowana naucza, że kościół nie składa się w przeważającej mierze z ludzi nienawróconych. Wiara Reformowana uczy, podobnie jak Kalwin, że na tej ziemi kościół zawsze ma pośród siebie hipokrytów, kąkol wśród pszenicy; niemniej jednak kościół składa się z wierzących i ich duchowego potomstwa. Nie składa się on w większości z niewierzących i nienawróconych ludzi. Kościół składa się z tych, którzy wierzą w Chrystusa, których dzieci są również dziećmi przymierza. W linii pokoleń wybrane dzieci przymierza są również, co do zasady, regenerowane i doprowadzone do nawrócenia w najwcześniejszym dzieciństwie. Dzieci Kościoła są dziećmi przymierza, same już zregenerowane. W ich życiu również nawrócenie jest codziennym odwracaniem się od grzechu i zwracaniem się do Boga w pokornym upamiętaniu.

Taki był zawsze pogląd Reformowany od czasów Kalwina i takim jest dzisiaj. Jednak stoi on w opozycji do poglądów na temat nawrócenia, które są promowane przez przebudzenie.

     

Zakończenie

Czy modlimy się o przebudzenie? Nie. Czy możemy się modlić o przebudzenie? Nie. Czy to oznacza, że nie jesteśmy zaniepokojeni stanem kościoła? Powinniśmy być i jesteśmy. I to właśnie oznacza, że kościół Reformowany jest i zawsze powinien być kościołem reformującym się.

Nie wolno nam jednak mylić reformacji kościoła z rewitalizmem. Te dwie rzeczy są zupełnie różne. Reformacja kościoła jest powołaniem całego ludu Bożego zawsze. Ale reformacja kościoła zaczyna się od dziecka Bożego na kolanach, wyznającego swoje grzechy. Nie ma nic ważniejszego w reformacji kościoła niż to. Jeśli nie zacznie się ona od codziennego wyznawania grzechów przez chrześcijanina, nie będzie reformy kościoła.

Wyznając swój grzech i spiesząc się do krzyża, mamy początek prawdziwej reformy kościoła. Na kolanach szukamy dobrobytu Syjonu. Na naszych kolanach szukamy pokoju Jerozolimy. Nie modlimy się o przebudzenie, o niezwykłe wylanie Ducha, ale modlimy się o odwagę i łaskę Ducha Świętego, aby być niezłomnym w tym boju; nie wahać się, nie iść na kompromis, nie być pokonanym przez strach, ale stać mocno w sprawie prawdy.

A jeśli nadejdzie czas, jak to miało miejsce w kościele Chrystusa wiele razy, trzeba zreformować kościół opuszczając kościół, który nie ma już nic z prawdy ewangelii. To jest reformacja. To jest to, czego szukamy. To jest nasze powołanie. Niech Bóg nam tego udzieli, niech Bóg udzieli tego potężnego dzieła Ducha, które rzuca grzesznika na kolana, ale które czyni go silnym i odważnym w zapewnieniu o krzyżu w walce w kościele tutaj na dole.

Aby uzyskać więcej informacji w języku polskim, kliknij tutaj.

Show Buttons
Hide Buttons