Prof. David J. Engelsma
Dosłowna interpretacja proroctw Starego Testamentu kończy się na cielesnym królestwie mesjańskim.
Dosłowna interpretacja proroctwa Izajasza 65:17 nn., popierana przez postmillenialistyczny, chrześcijański rekonstrukcjonizm, kończy się ziemskim królestwem Chrystusa.
Poza tym konsekwentnie dosłowna interpretacja prowadzi do absurdu. Nawet najbardziej zagorzały zwolennik i praktykujący dosłowną interpretację Izajasza 65:17nn. może to zrozumieć, jak wykazano w poprzednim artykule.
Ale starotestamentowe proroctwo o nadchodzącym mesjańskim królestwie nie może być interpretowane dosłownie. Zrobienie tego oznacza w najlepszym razie stanie się premilenialistą w systemie dyspensacyjnym, zamieniając eschatologię w odbudowę starotestamentowego Izraela i jego ziemskiej chwały, a w najgorszym, jak ostrzegał nas Herman Bavinck, popadnięcie w judaizm.
Nowy Testament poucza nas o duchowej interpretacji proroctw Starego Testamentu. W ziemskich postaciach znanych prorokom i ich słuchaczom Duch Święty Chrystusa przepowiedział duchową chwałę Jezusa Chrystusa, Jego Kościoła i Jego nowego stworzenia. Te ziemskie cechy proroctwa – domy, urodzajne winnice, pomyślna praca, bezproblemowe dni, brak płaczu, długie ziemskie życie, Jerozolima – nie są rzeczywistością proroctwa.
Nigdy nie były rzeczywistością tego proroctwa.
Nie były one rzeczywistością proroctwa dla duchowego Izraelity w tamtym czasie. On lub ona patrzyli przez nie i poza nimi ku lepszym i wyższym perspektywom: rzeczy, których oko nie widziało, ucho nie słyszało i co nigdy nie weszło do serca człowieka, aby sobie wyobrazić, rzeczy, które Bóg dla nich przygotował, kochaj go (1 Kor. 2:9).
Czy trzeba to przeliterować? Domy, urodzajne winnice, pomyślna praca, bezproblemowe dni bez płaczu, długie ziemskie życie i Jerozolima to wszystko, co oczy widziały, uszy usłyszały i weszły do serca człowieka, aby sobie wyobrazić. Nie są to zatem rzeczy, które Bóg przygotował dla duchowych Izraelitów, którzy Go kochali.
Te ziemskie ciekawostki, kiedyś używane do reprezentowania niebiańskiego królestwa i życia, z pewnością nie są rzeczywistością proroctw Starego Testamentu dla nas, wierzących Nowego Testamentu, którzy już zaczęliśmy doświadczać życia, bogactwa i chwały zmartwychwstałego Chrystusa przez dar i zamieszkiwanie w w nas Ducha danego w dniu pięćdziesiątnicy.
Nie sądzę, aby postmillenialni chrześcijańscy rekonstrukcjoniści naprawdę doceniali absolutny brak zainteresowania, z jakim Reformowany millenialista odnosi się do wspaniałego ziemskiego królestwa postmillenializmu.
Przypuśćmy na chwilę, że chrześcijańscy rekonstrukcjoniści poprzez nieustanne dręczenie kościołów i własne heroiczne wysiłki, w sojuszu z charyzmatykami, urzeczywistniają swoje marzenie. Cały świat, w tym każdy naród, rządzony jest przez chrześcijan i spełnia najszczersze oczekiwania Kika, Boettnera, Rushdoony’ego, Northa, Chiltona, Gentry’ego i innych.
My, Reformowani amillenialiści, nie będziemy skakać z radości. Dlaczego mielibyśmy? Na tym świecie będzie śmierć. Wcześniej czy później nadal będziemy musieli odczuwać gorzki ból rozłąki z ukochaną żoną, dzieckiem, rodzicem i przyjacielem. Jaka to różnica, że przechodzimy przez ten smutek po 500 latach, a nie po 50 latach? Rzeczywiście, smutek po 500 latach miłości musi być gorszy niż smutek po 50.
W postmilenialnym królestwie będzie grzech. Każdego dnia poznamy naszą nędzę winy i wstyd, najgorszą nędzę ze wszystkich. Każdego dnia na nowo będziemy musieli walczyć z grzechem, który tkwi w nas, który wyrywa z nas jęk: „Nieszczęsny ja człowiek”. Jaką to różnicę robi to, że Gary North zasiada na tronie świata, a Kenneth Gentry Jr. odpowiada za radio, telewizję, filmy i internet na całym świecie?
W tym postmillennialistycznym królestwie będą hordy bezbożnych, jak przyznają nawet najbardziej optymistyczni postmillenialiści. Ukryją to. Zewnętrznie będą podporządkowywać się prawu Bożemu, szczególnie cywilnym przepisom Biblii Starego Testamentu, albo z samolubnego pragnienia cieszenia się materialnym dobrobytem, albo ze strachu przed chrześcijańską rekonstrukcją zemsty. Ale w swoich sercach będą nienawidzić Boga. Będą buntownikami wewnętrznie przeciwko Chrystusowi. Pod koniec tysiąclecia powstaną przeciwko Panu (Obj. 20:7-9).
To zasmuci Reformowanego amillenialistę. Gdyby w królestwie był tylko jeden wróg Chrystusa, zasmuciłoby to go. Albowiem w królestwie mesjańskim byłaby pogarda dla przykazań Bożych, przynajmniej w sercach i umysłach bezbożnych. I, jak to ujmuje Psałterz, „ponieważ wzgardza się Twoimi ustawami, płaczę z przemożnym smutkiem”.
W tym królestwie postmillenializmu nie będzie wizji Boga w obliczu Jezusa Chrystusa. Bóg będzie widziany wciąż tylko jak przez ciemne szkło.
Tylko z tych powodów my, Reformowani amilenialiści, nie bylibyśmy entuzjastycznie nastawieni do królestwa chrześcijańskiego rekonstrukcjonizmu. Rzeczywiście wzdychalibyśmy, tak jak dzisiaj, czekając na odkupienie naszego ciała (Rzym 8:23). Noc i dzień płakalibyśmy o boską zemstę na wrogach Chrystusa i naszych (Łuk. 18:1-8). Modliliśmy się żarliwie: „Panie, jak najszybciej połóż kres temu post-millenniuemu przedsięwzięciu i przyjdź szybko”.
Co jest jeszcze bardziej niepokojące dla wierzącego Reformowanego amillenialsty, to fakt, że to pomillennialne królestwo ma być kulminacją i ostateczną formą królestwa mesjańskiego. Według postimilenialistów ogólnie, a chrześcijańskich rekonstrukcjonistów w szczególności, wraz z końcem tysiąclecia kończy się królestwo Chrystusa. Wieczność, która nastąpi, nie będzie królestwem mesjańskim, ale tylko nagim królestwem Bożym.
Jeśli chodzi o królestwo Jezusa Chrystusa, to wszystko!
To ziemskie panowanie za pośrednictwem kościoła, wypełnionego grzechem, śmiercią i nieodrodzonymi potępieńcami, którzy nienawidzą i przeklinają Chrystusa rano, w południe i w nocy, jest punktem kulminacyjnym i zakończeniem królestwa Chrystusa.
Oto … ponury finał!
Jeśli to jest królestwo mesjanistyczne w najwyższym i najwspanialszym wydaniu, przeznaczeniem Chrystusa jest ukazanie się publicznie jako “królewska porażka”.
Chrześcijańscy rekonstrukcjoniści nigdy nie ustają w pomstowaniu na Reformowanych amillennialistów jako defetystów. Historycznie nie wahali się oskarżyć Kościół o odpowiedzialność za niepowodzenie ich tysiącletniego królestwa, które jeszcze się nie pojawiło.
Mowa o porażce!
Czy ich ziemskie królestwo z grzechem, śmiercią i grzesznikami jest najlepszym, co Chrystus może zrobić jako król?
Ten Chrystus jest żałosną porażką.
Ani przez chwilę w to nie wierzę. Reformowany amillenializm odrzuca to wszystko na podstawie tego bluźnierstwa.
Postimielnijny sen nie jest królestwem mesjańskim, a tym bardziej jego zwieńczeniem ani końcem.
Nie jest nim również proroctwo Izajasza 65:17nn.
Jak zaraz zobaczymy.
Aby uzyskać więcej informacji w języku polskim, kliknij tutaj.